Kiedy ujawniają się prawdziwe kolory (także dosłownie), czyli przemyślenia po finałowym odcinku drugiego sezonu "Płazowyżu"
Uwaga, będą spojlery!
True
Colors sprawdza się doskonale jako zamknięcie drugiego sezonu Płazowyżu.
Domyka pewne wątki i otwiera nowe – odpowiada na niektóre pytania dotyczące
mitologii serialu, by za chwilę zadać nowe.
Najważniejsze są jednak postacie – ich motywacje,
działania i relacje z innymi postaciami. Na pierwszy plan wychodzą trzy
dziewczyny, które trafiły do innego świata, czyli Anne, Sasha i Marcy oraz łącząca
je skomplikowana przyjaźń.
Każda z nich po trafieniu na tytułowy Płazowyż
przeżyła różne przygody i przeszła przemianę. Najbardziej z całej trójki
rozwinęła się chyba Anne, która z dala od swoich przyjaciółek zdała sobie
sprawę z własnej wartości i nauczyła się walczyć o swoje i o samą siebie.
Podczas pobytu w Wartwood popełniła wiele błędów, ale za każdym razem starała
się je naprawiać i wyciągała z nich lekcję. Spotkanie Plantarów miało na nią
pozytywny wpływ. Stali się jej wyjątkowo bliscy. Przyjęli ją do swojej małej rodziny. Jestem daleka od stwierdzenia,
że Sprig był jej pierwszym prawdziwym przyjacielem, bo mimo, że pokazał jej na
czym tak naprawdę polega przyjaźń, to nie wymazuje to tego, że Sasha i Marcy
były dla niej bardzo ważne i łączyła je silna, nie do końca zdrowa, ale
silna więź. Pozostałe dwie bohaterki również
się rozwinęły, ale zarazem w pewnym stopniu uwypukliły się ich negatywne cechy.
Sasha jako naturalna przywódczyni od razu poradziła sobie w nowym otoczeniu,
nawet jeśli nie było ono dla niej początkowo przyjazne. Dzięki swojemu sprytowi
i urokowi osobistemu przekonała do siebie ropuszych żołnierzy, a następnie ich
kapitana. W drugim sezonie postawiła sobie za cel przejęcie władzy na
całym Płazowyżu. Po ponownym spotkaniu Anne i Marcy zaczyna jednak mieć
wątpliwości. Nie jest do końca pewna, czy tak naprawdę pragnie władzy. Zaczyna
zdawać sobie sprawę z tego, że zależy jej na innych, że nie chce zawieść ich zaufania. Marcy po trafieniu
na Płazowyż zyskała szansę na przeżycie fantastycznej przygody, czegoś wprost z
jej książek i gier. To było dla niej jak spełnienie marzeń. Od razu się tam odnalazła. Stała się doradczynią samego króla, wprowadziła ulepszenia w mieście i zyskała nawet własny pomnik.
Nic nie jest jednak takie jakim się wydaje. W
ostatnim odcinku drugiego sezonu na jaw wychodzą tajemnica. Najpierw karty
odkrywa Sasha. Jej zdrada boleśnie godzi w Anne, która bardzo chciała ponownie
jej zaufać i odbudować z nią przyjaźń. Później następuje odkrycie, że król Andrias
jest zły. Coś czego chyba wszyscy się spodziewaliśmy. Wreszcie ujawniona
zostaje prawda o tym, jak dziewczyny trafiły na Płazowyż. Andrias wyjawia, że
Marcy to zaplanowała. W smutnej scenie dziewczyna wyznaje, że nie chciała po
prostu rozstawać się z przyjaciółkami, że nie chciała zostać zupełnie sama. Spotyka
ją niestety to czego chciała tak bardzo uniknąć. Wszyscy się od niej oddalają. Zostaje na
kolanach, w odosobnieniu. Podróż na Płazowyż była zatem dla niej nie tylko
szansą na przeżycie przygody w świecie fantasy, ale także i ucieczką przed
rzeczywistością, próbą zatrzymania czasu. Dziewczyna musiała nie mieć też najlepszych relacji z rodzicami skoro zareagowała w taki sposób na wieść o
przeprowadzce i zaufała Andriasowi, dlatego że był dla niej miły. Innym
elementem, który można tu jeszcze dostrzec jest silne przywiązanie Marcy do
przyjaźni z Anne i Sashą. Dziewczyna nie dostrzega oczywistych problemów w tej
relacji, wypiera je. Stąd jej częste próby godzenia Anne i Sashy, gdy Anne ma pełne
prawo być zła.
Prawda o Marcy jest dla trójki dziewczyn najboleśniejsza. Anne wyznaje, że tęskniła za swoim starym życiem, za rodzicami. Sasha po prostu się odsuwa. Nie mówi za czym tęskni, ale oczywiste jest, że ma Marcy za złe, że ściągnęła ją na Płazowyż. Wiemy, że Sasha była kapitanem cheerlederek, że w szkole ją szanowano i że chroniła Marcy i Anne przed dręczycielami. Nie mamy natomiast informacji o tym, jak wyglądało jej życie rodzinne. Prawdopodobnie idę już tutaj za daleko, ale może, podobnie jak w przypadku Marcy, nie było najlepsze. A może po prostu poczuła się zdradzona i nie mogła znieść tego, że kontrola, którą tak bardzo sobie ceni została jej odebrana.
Tak naprawdę najbardziej wrócić chciała Anne. Marcy i Sasha już nie tak bardzo. Marcy chciała podróżować po kolejnych światach, a Sasha rządzić Płazowyżem. Musiały zatem nie mieć do czego wracać. Anne natomiast miała. Czekał na nią kochający dom.
Anne ostatecznie mówi, że ich trójka może
popełniła błędy, ale że to Andrias jest tym złym. Oznacza to, że relację między
dziewczynami może jeszcze da się naprawić, że dadzą sobie nawzajem szansę. Ale najpierw muszą przyznać przed sobą, że coś było nie tak i postarać się to
przepracować. Widoczne jest również to, że zależy im na sobie, że są gotowe
chronić siebie nawzajem.
Jedną z najmocniejszych scen w odcinku jest ta, w której król Andrias wyrzuca przez okno Spriga. To skupienie na Anne,
spowolnienie, montaż z wspólnymi wspomnieniami (ending z pierwszego sezonu
przerobiony na scenę to coś pięknego) i wreszcie przemiana dziewczyny w niebieską super-formę. Jeszcze ta surowość słów Anne do króla – „Give him back!”. Brawa dla
aktorki za przelanie w tę jedną kwestię tyle emocji. Walka z królem została zaanimowana po mistrzowsku – jest dynamiczna i płynna. A muzyka! Muzyka podczas tej sceny jest przepiękna!
Drugą mocną sceną jest oczywiście ta, w której
król Andrias przeszywa Marcy mieczem. Dziewczyna w ostatnich chwilach mówi jeszcze
do Anne: „I’m sorry for everything”. To przed tym ostrzegała początkowa
plansza. Za pierwszym obejrzeniem nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Byłam
w szoku, z szeroko otwartą buzią. Nie spodziewałam się, że twórcy
zdecydują się na zrobienie czegoś tak drastycznego.
Marcy i Sasha zostają na Płazowyżu, a Anne i
Plantarowie trafiają do naszego świata. Na samym końcu pokazana zostaje jeszcze czołówka trzeciego sezonu,
ale jej już nie będę omawiać, bo wymagałoby to poświecenia uwagi różnym
drobiazgom. Może kiedy indziej, albo nigdy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz