Kiedy pojawiła się ona
Luiza myślała, że bycie szpiegiem będzie bardziej ekscytujące i
niebezpieczne. Okazało się jednak zajęciem nadzwyczaj nużącym. Już od miesiąca
pracowała jako sekretarka szefa Kultu, Włodzimierza. Nie przeżyła, jednak
żadnej ekscytującej przygody. Odbierała telefony, odpisywała na maile
i umawiała spotkania. Nic wielkiego. Nie zbliżyła się nawet trochę do
jakiejś wielkiej tajemnicy.
Wszystko się zmieniło kiedy pojawiła się ona. Córka szefa. Izolda.
Dziewczyna wróciła po zakończeniu studiów, by pomóc schorowanemu ojcu w
prowadzeniu Kultu. Wraz ze sobą przyniosła zupełnie nową energię i trochę
starego, dobrego chaosu.
Różniła się od innych, ślepo zapatrzonych w Mistrza wyznawców. Zawsze
miała własne zdanie i ku nieuciesze pozostałych lubiła głośno je wyrażać.
Z tego co Luiza zdołała dowiedzieć się z licznych szeptów, które
zaczęły roznosić się po całej siedzibie Kultu, córka szefa została wychowana
nieco inaczej, niż nakazywała tradycja. Jej matka była kimś z zewnątrz,
kimś zupełnie obcym, zatem w oczach wyznawców niebezpiecznym. Wpoiła córce idee
pozornie proste i nieszkodliwe, ale przez wyznawców uważane za wysoce
niestosowne. Uczyła ją o ufaniu samemu sobie i patrzeniu na wszystko
z szerszej perspektywy.
Wladimir ani razu, mimo nawoływań wielu doradców, nie interweniował.
Nie miał nawet takiego zamiaru. Kochał swoją żonę i ufał jej. Jeszcze mocniej
kochał swoją córkę i nie chciał jej ograniczać. Chciał dać jej za to to czego
mu nie dano. Miłość. Czułość. Wsparcie. I uwagę. Po nagłym zaginięciu jego
żony, zaczął rozpieszczać Izoldę, próbując w ten sposób wynagrodzić jej stratę
matki. Pozwalał jej na dosłownie wszystko. Dał się nawet namówić na wysłanie
córki na studia do zupełnie innego kraju.
Luiza była ciekawa czemu po zyskaniu całkowitej wolności, Izolda mimo
wszystko wróciła na łono Kultu.
– Ludwika – usłyszała za sobą wesoły głos osoby, która właśnie
zaprzątała jej myśli.
– Tak, szefowo? – zaraz odwróciła się w jej stronę.
– Możesz mówić do mnie Izolda. Nie obrażę się – poprawiła ją,
uśmiechając się. Luiza pokiwała głową. – Odwołaj następne spotkanie –
poprosiła, ziewając. – Nie mam już dzisiaj na nic siły. Te stare dziadygi
zupełnie mnie wykończyły. – Przewróciła oczami. Chwilę później wpadła na pewien
pomysł. – Może wybierzemy się na małego drinka? Co ty na to? Ja stawiam! –
zaproponowała, nagle odzyskując całą energię.
Luiza chwilę się wahała. Otrzymała właśnie szansę na zebranie
przydatnych informacji. Nie przepadała jednak szczególnie za alkoholem.
– Ja nie piję – wyznała nieśmiało.
Izolda zamyśliła się.
– Nic nie szkodzi. W takim układzie możemy pójść na lody albo pizzę –
zreflektowała się szybko.
Luiza uśmiechnęła się. Nigdy nie miała zbyt wielu przyjaciół. Jedyna
osoba, którą uważała za godną tego
miana, zniknęła nagle z jej życia. Pozostali zwykle uważali ją za chłodną
i nieprzejednaną osobę, patrzącą na wszystkich z góry. Prawda była, jednak
inna. Luiza po prostu była nieśmiała i bała się cokolwiek zainicjować. Nie
sądziła, że znajdzie kogoś kto zdecyduje się zrobić to za nią właśnie
w głównej siedzibie Kultu.
– Czemu nie? – rzuciła, uśmiechając się nerwowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz